W małej miejscowości Tuchom w pobliżu Trójmiasta doszło do pożaru samochodu elektrycznego. Zdarzenie odbiło się szerokim echem w mediach, a to za sprawą przerażająco długiej akcji strażaków, którzy pracowali aż 21 godzin. Akcja gaśnicza wymagała zaangażowania 16 zastępów straży pożarnej. Dlaczego gaszenie aut elektrycznych trwa tak długo? Wyjaśniamy!
Skomplikowany proces gaszenia aut elektrycznych
Było około godziny 21, gdy strażacy zostali wezwani do małej miejscowości w województwie pomorskim. Powodem wezwania był pożar samochodu elektrycznego. Gaszenie ognia nie trwało długo, jednak był to zaledwie ułamek pracy, jaką musieli wykonać strażacy. Kluczowe było schłodzenie baterii. Minimalny czas chłodzenia wynosi 7 godzin, a w tym przypadku nie dysponowano odpowiednim sprzętem. Sprowadzono więc kontener, napełniono go wodą, po czym zaburzono w nim wrak auta. W trakcie działań konieczne było monitorowanie auta. Ogień w każdej chwili mógł wybuchnąć na nowo i rozprzestrzenić się po okolicy. Kontener z wrakiem przewieziono, a wodę usunięto dopiero po godzinie 15 następnego dnia. Akcja trwała w sumie 21 godzin. Właściciel auta doznał strat szacowanych na 190 tys. zł.