Choć brakowało prognoz pogodowych ostrzegających o nadejściu burzy, Gdańsk został zaskoczony gwałtownym zjawiskiem atmosferycznym, które miało miejsce w niedzielne popołudnie około godziny 18.30. Przez ponad dwadzieścia minut niebo nad miastem rozświetlały błyski, a ulewne deszcze przyniosły znaczne problemy.
Mocne opady doprowadziły do podtopień w trzech różnych rejonach miasta, poprzez gromadzenie dużych ilości wody. Dodatkowo, intensywność opadów była na tyle duża, że systemy kanalizacyjne miasta, w tym studzienki uliczne, nie były w stanie podołać przepływowi takiej ilości deszczówki. W rezultacie wielu ulic było zalanych. Gdyby to zjawisko pogodowe trwało dwa razy dłużej, to z pewnością można by mówić o powodzi w Gdańsku.
Jak wyjaśnił Ryszard Gajewski, prezes Gdańskich Wód, miasto zmagało się z intensywną lokalną ulewą o cechach deszczu nawalnego. Powiedział: „Duże masy wody spadające w krótkim czasie. To jeszcze nie jest kryzys na skalę Armageddonu, ale w niektórych miejscach pojawiły się problemy.”
Nie jest to zaskakujące, biorąc pod uwagę fakt, że w obszarze ulicy Reja na każdy metr kwadratowy przypadało 30 litrów deszczu – tak samo jak na Jasieniu. Ten olbrzymi wolumen deszczu spadł na te obszary w mniej niż pół godziny.